Nie mam pojęcia, czy zachody słońca są smutne. Nie wiem też, czy wolno się uśmiechać, kiedy się w nie wpatrujemy. Podobno kończą jeden dzień i są początkiem nocy. Tak, w końcu to logiczne: po zachodzie słońca nastaje ciemność, a potem wstaje nowy dzień. To wydaje się być proste. Koniec. Noc. Świt. Tylko... czy nie jest przypadkiem tak, że wieczór skąpany zachodem słońca sprawia, że nasze chęci, marzenia chcą być doskonalsze? Odczuwamy silne pragnienie życia zupełnie tak, jakby miało się zaraz skończyć. Wierzymy. Pragniemy. Myślimy. Potem nadchodzi najgorszy moment. Chwila, kiedy wypełnia nas puste przeczucie niespełnienia prowadzące na manowce moralności...
Osobiście uwielbiam zachody słońca. Lubię moment, w którym coś musi się skończyć, żeby drugie miało prawo bytu. Może to dziwne, ale gdybym musiała wybrać coś, co jest najpiękniejsze w życiu, wybrałabym widok zachodzącego słońca.
~Medeline
Czasami wpatrując się w zachód słońca żałuję że tak szybko się kończy... również uwielbiam i czasami podążam specjalnie w jego kierunku szukając dobrego punktu obserwacyjnego - naprawdę polecam ;)
OdpowiedzUsuńŁadnie, zwięźle i przede wszystkim mądrze :) Będę zaglądać częściej!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! :)
Usuń